Czy marzyłyście kiedyś, żeby wyjechać gdzieś na koniec świata?
Taaak...
Co porzucić, a co wziąć ze sobą?
1. dzieci
2. męża?
3. wspomnienia??
4. zakurzone listy???
Czy wyjeżdża się po to, by zapomnieć? Czy jednak po to, by ocalić od zapomnienia?
Moja wizja wyjazdu jest taka:
- uwalniam się od niepotrzebnych rzeczy, których jest zawsze zbyt dużo. Pakuję wszystko w kartony i wynoszę w odpowiednie miejsca: antykwariat, schronisko dla bezdomnych, dom dziecka, śmietnik,
- nie żegnam się z tymi, z którymi widywałam się rzadziej niż raz na miesiąc - pewnie i tak mi na nich nie zależało,
- nie żegnam się z tymi, którzy tworzyli moje dni - będziemy do siebie pisać i dzwonić,
- pakuję dwie walizki: jedną dla siebie, jedną dla dziecka. Mąż pakuje jedną swoją.
I wyjeżdżamy. Dokąd? Na Antypody. Dziś tu, jutro tam. Szczęście można odnaleźć na Ukrainie, w Chinach, Nowej Zelandii czy Australii.
Ale czy muszę wyjeżdżać, by czuć się szczęśliwą?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz