Dziś uczestniczyłam w społeczności placu zabaw nieco inaczej niż zwykle. Pokusiłam się o dwie pseudo-psychologiczne obserwacje.
Nie wiem, co na to Prawdziwi Psycholgowie, ale jeśli kiedykolwiek ktoś z Was to przeczyta, to bardzo proszę o opinię :-)
Obserwacja pierwsza:
Scena pierwsza:
Mama idzie z przodu. Je loda. Udaje, że jest spokojna. Widać z daleka, że wszytko w niej kipi. Dwa kroki za nią idzie Tata, próbuje utrzymać na oko dwulatka z blond loczkami. Blond loczki wyrywają się, jak tylko mogą i widać, że Tata ma spory problem, by utrzymać swoją "Pociechę" (czy to nie ironia z tą Pociechą? ;-)).
Mały ryczy, nikt nie próbuje go zrozumieć. Niestety, nie widziałam początku, ale domyślam się, że chodziło o koniec zabawy (a może o tego loda?). Mały siłą wyprowadzony poza plac zabaw znika z moich oczu (i uszu).
Scena druga: Mały także na oko dwulatek płacze i z bezsilności aż podskakuje: Nie chcę iść, mamo nie chcę iść, mamo nie chcę iść...
Mama mówi z poziomu swojej Mamości-wysokości (chyba bardziej do ludzi wokół niż do syna): ja wiem, że nie chcesz i wiem, że jesteś zmęczony. Chodź. Po czym skacze, jak Mały, przedrzeźnia go i się podśmiewuje. Mały ryczy.
Lekko go pociąga i prowadzi do ławki, gdzie ubiera płaczącemu buty i z pomocą starszej osoby (Babci?) zabierają Małego bez słowa, cicho sobie o czymś rozmawiając i ignorując Małego. Mały płacze, za ogrodzeniem znika z moich oczu i uszu.
Obserwacja druga:
Jaś (na oko rok i dwa miesiące) oraz Nadia (gada, jak trzylatka, wzrost dwulatki) - rodzeństwo. Z nimi Martyna, koleżanka Nadii i córka koleżanki Mamy Jasia i Nadii.
Scena trzecia: Nadia łazi za Jasiem: nie wolno Ci tu wchodzić, nie rób tak, przecież wież, że na stół się nie wchodzi, co ty robisz? Mamo, zobacz, co on robi (woła do Mamy), no, jak tak możesz.
Jaś się uderza: no widzisz, no (głos staje się miękki i zastępuje przemądrzały do bólu bolesny ton): serdeńku, nie płacz. Bolesny ton: no, gdzie idziesz, no, co ty robisz?
Scena czwarta, uczestnicy jak w scenie trzeciej: dzieci w większej grupie budują w piaskownicy ogród. Przynoszą trawki, koniczynki, gałązki i sadzą je w piasku. Martynka próbuje się bawić. Nadia komentuje. Martynka wybucha złością i depcze "ogród". Wszyscy potępiają Martynkę i mówią, że albo się bawi, albo ma stamtąd iść. Nadia się bawi.
Scena piąta, uczestnicy jak w scenie trzeciej: Martyna stoi i je jabłko, przebiega Nadia, wpada w dziewczynkę, która niechcący upuszcza jabłko. Nadia: nie wolno Ci tego jeść. Mama Nadii odwraca się: co się stało? Nadia: Martynka wyrzuciła tutaj jabłko. Mama Nadii: Martynko, trzeba wyrzucić do kosza. Nadia wyrzuca jabłko do kosza.
Martynka w ciszy odchodzi, ma bardzo kwaśną minę, próbuje się bawić na "bujawkach", ale łzy chyba tak same lecą. Mama Martynki: Córciu, jak nie umiesz się bawić, to chodźmy do domu.
Znikają z moich oczu i uszu...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń