Kobiety w większości mają taką dziwną cechę, że jak bardzo czegoś chcą, to... milczą.
Nie wyjawi, bo się wstydzi.
A co powie - jak nie wyjdzie?
No? Co wtedy?
Szwedy.
Aby być szczęśliwym i się spełniać, trzeba się trochę nastarać. Na początek rachunek sumienia. Co takiego mogłoby się wydarzyć, o czym sobie czasami skrycie myślę. Wybrać jedną rzecz - trudne. No bo faktycznie tyle jest marzeń!
Ale stworzyć listę, która ma 123 pozycje? Też trudne?
Wystarczy zacząć, potem się okazuje, że jakoś idzie. Bo nagle przypominają nam się wszystkie nasze marzenia, wzdychnięcia, popatrywania, o których już dawno zapomnieliśmy w niemówieniu.
No to start!
Zdajcie relację, do ilu udało Wam się dojść!
środa, 26 września 2012
sobota, 22 września 2012
Taka zwykła mama nie z telewizji...
Pani z mięśniami, jakby nic innego w życiu nie robiła, tylko ćwiczyła, mówi mi, że mam schudnąć w miesiąc po porodzie.
Sławna aktorka, która ma trzy nianie, babcię na miejscu i kucharkę opowiada o tym, jak wspaniałe jest macierzyństwo.
Ginekolog rozprawia o tym, że jak nie daj boże moje dziecko wyjdzie z cesarki, to od razu umrze.
A gdzie - ja się pytam - w tym wszystkim moje emocje? Moje "chce mi się" lub "dziś mi się nie chce"? Moje trudy, brak kasy, mąż w pracy do późna, spalony garnek i depresja poporodowa?
Daliśmy się zwariować. Idealna mama. Przykład dla całej rodziny. Szczupła, ubrana, zabawna, w pełnym make-upie, oczytana, na bieżąco z kinem i prasą codzienną. W nocy karmi dziecko, rano robi mężowi śniadanko, wieczorem ma ochotę na seks.
Nie pije, nie pali, nie przeklina (modelowanie!). Nie oddycha?
Kto mi każe chudnąć i tyć, kiedy ja mam ochotę w spokoju wejść w siebie i moją relację z nowonarodzonym?
Kto mi każe karmić piersią, gdy nic z moich starań nie wyszło?
Kto mi każe rodzić naturalnie, gdy natura zagraża mojemu życiu lub życiu mojego dziecka?
I potem wychodzą te świadome, oczytane matki z bólem, z brakiem szacunku do siebie, z żalem, w żałobie.
A powinny się cieszyć! Nie udało się urodzić, dziecko się nie przecisnęło przez kanał rodny - no to co z tego? Może nie będzie się chciało ubierać, ale moja relacja nadal będzie dobra, bo ja nadal będę mu śpiewać do poduszki to samo, co śpiewałam do brzuszka, będę go przytulać i dotykać. I nikomu nic do tego.
Nie udało się karmić piersią. Próbowałam. Tak, byłam w poradni laktacyjnej, nie poddałam się ot tak. Nie wyszło. I co? Wykarmię moje dziecko butelką, bo tak też się da!
Jestem gruba. Mam brzuch jak stąd na Karaiby - i co? Teraz idę się wyspać.
Jutro poćwiczę :-)))
Sławna aktorka, która ma trzy nianie, babcię na miejscu i kucharkę opowiada o tym, jak wspaniałe jest macierzyństwo.
Ginekolog rozprawia o tym, że jak nie daj boże moje dziecko wyjdzie z cesarki, to od razu umrze.
A gdzie - ja się pytam - w tym wszystkim moje emocje? Moje "chce mi się" lub "dziś mi się nie chce"? Moje trudy, brak kasy, mąż w pracy do późna, spalony garnek i depresja poporodowa?
Daliśmy się zwariować. Idealna mama. Przykład dla całej rodziny. Szczupła, ubrana, zabawna, w pełnym make-upie, oczytana, na bieżąco z kinem i prasą codzienną. W nocy karmi dziecko, rano robi mężowi śniadanko, wieczorem ma ochotę na seks.
Nie pije, nie pali, nie przeklina (modelowanie!). Nie oddycha?
Kto mi każe chudnąć i tyć, kiedy ja mam ochotę w spokoju wejść w siebie i moją relację z nowonarodzonym?
Kto mi każe karmić piersią, gdy nic z moich starań nie wyszło?
Kto mi każe rodzić naturalnie, gdy natura zagraża mojemu życiu lub życiu mojego dziecka?
I potem wychodzą te świadome, oczytane matki z bólem, z brakiem szacunku do siebie, z żalem, w żałobie.
A powinny się cieszyć! Nie udało się urodzić, dziecko się nie przecisnęło przez kanał rodny - no to co z tego? Może nie będzie się chciało ubierać, ale moja relacja nadal będzie dobra, bo ja nadal będę mu śpiewać do poduszki to samo, co śpiewałam do brzuszka, będę go przytulać i dotykać. I nikomu nic do tego.
Nie udało się karmić piersią. Próbowałam. Tak, byłam w poradni laktacyjnej, nie poddałam się ot tak. Nie wyszło. I co? Wykarmię moje dziecko butelką, bo tak też się da!
Jestem gruba. Mam brzuch jak stąd na Karaiby - i co? Teraz idę się wyspać.
Jutro poćwiczę :-)))
piątek, 21 września 2012
listopadowa zaduma we wrześniu
Ostatnio było o rozłące, dziś o śmierci.
Bo czasem zdarza się coś, co nagle każe nam się zastanowić.
Kładziesz się z ostatnią myślą o tym i wstajesz, a Twoje myśli znów w tym temacie.
I potem próbujesz pracować, ale nie wychodzi.
Bawić się z dziećmi, ale nie daje się zbyt łatwo.
Bo ktoś umarł i przewartościował wszystko.
Bo z perspektywy śmierci całe nasze życie, starania i zabiegi pośpieszne tracą sens.
Bo chciałoby się powiedzieć - było dobrze - a nie zawsze można.
Zastanawiam się, jak odnieść to do naszych dzieci, co im powiedzieć i jak ubogacić nasze wspólne życie.
Jak to zrobić, by każda nasza minuta miała sens.
Jak się bawić, gdzie chodzić, czym zajmować...
No i jeszcze ta wieczna rezygnacja z siebie wszystkich matek. Bo oto mam dziecko, więc nie zjem malin, niech dziecko zje. Nie spotkam się z koleżanką, bo dziecko potrzebuje matki. Nie kupię nowego płaszcza, bo dziecku trzeba kurtkę o rozmiar większą niż w zeszłym roku.
I jak to wypośrodkować, by być szczęśliwym, a w obliczu śmierci powiedzieć - było dobrze?
Bo czasem zdarza się coś, co nagle każe nam się zastanowić.
Kładziesz się z ostatnią myślą o tym i wstajesz, a Twoje myśli znów w tym temacie.
I potem próbujesz pracować, ale nie wychodzi.
Bawić się z dziećmi, ale nie daje się zbyt łatwo.
Bo ktoś umarł i przewartościował wszystko.
Bo z perspektywy śmierci całe nasze życie, starania i zabiegi pośpieszne tracą sens.
Bo chciałoby się powiedzieć - było dobrze - a nie zawsze można.
Zastanawiam się, jak odnieść to do naszych dzieci, co im powiedzieć i jak ubogacić nasze wspólne życie.
Jak to zrobić, by każda nasza minuta miała sens.
Jak się bawić, gdzie chodzić, czym zajmować...
No i jeszcze ta wieczna rezygnacja z siebie wszystkich matek. Bo oto mam dziecko, więc nie zjem malin, niech dziecko zje. Nie spotkam się z koleżanką, bo dziecko potrzebuje matki. Nie kupię nowego płaszcza, bo dziecku trzeba kurtkę o rozmiar większą niż w zeszłym roku.
I jak to wypośrodkować, by być szczęśliwym, a w obliczu śmierci powiedzieć - było dobrze?
poniedziałek, 10 września 2012
Rozstania
Już wiem, po co są rozstania.
Są po to, by zacieśnić relację. Aktywna mama wyjechała bez dziecka. Sama, daleko, na całe cztery dni.
I co? I nic, dziecko było bardziej gotowe niż mama i skończyło się na trzech telefonach i długim przytulaniu przez dwa dni po powrocie.
Co ma z tego mama?
Poczucie powrotu wolności - że można różne rzeczy robić także bez dziecka.
Zrozumienie, że dziecko jest już "duże". I że wypracowana wcześniej więź i poczucie bezpieczeństwa procentuje.
Satysfakcję z udanego wyjazdu i naładowane akumulatory.
Satysfakcję z dobrej relacji z dzieckiem.
I najważniejsze: tęsknota podziałała jak najlepszy akumulator. Można godzinami się bawić, nosić, przytulać, łaskotać, czytać i spać przytulonym w uścisku. Tęsknota działa jak magnes. I teraz nie da się oderwać.
Są po to, by zacieśnić relację. Aktywna mama wyjechała bez dziecka. Sama, daleko, na całe cztery dni.
I co? I nic, dziecko było bardziej gotowe niż mama i skończyło się na trzech telefonach i długim przytulaniu przez dwa dni po powrocie.
Co ma z tego mama?
Poczucie powrotu wolności - że można różne rzeczy robić także bez dziecka.
Zrozumienie, że dziecko jest już "duże". I że wypracowana wcześniej więź i poczucie bezpieczeństwa procentuje.
Satysfakcję z udanego wyjazdu i naładowane akumulatory.
Satysfakcję z dobrej relacji z dzieckiem.
I najważniejsze: tęsknota podziałała jak najlepszy akumulator. Można godzinami się bawić, nosić, przytulać, łaskotać, czytać i spać przytulonym w uścisku. Tęsknota działa jak magnes. I teraz nie da się oderwać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)