czwartek, 21 listopada 2013

Na zakręcie

Często jesteście na zakręcie?

Bo ja ostatnio mam permanentny zakręt. Z jednej strony wiele to układa w głowie, emocjach, zachowaniu. Z drugiej - wiele komplikuje.
I ten ciągły namysł.
Wszystko Cię zastanawia, nic nie jest jasne i proste, ciągle pytasz.

Jeśli czytasz ten post i znasz to uczucie - podziel się proszę swoimi myślami. Skąd czerpać siłę na zakrętach. I jak dojść do celu.

W zawodowym życiu często mówię o celach. W prywatnym jest trudniej. Wciąż pytam - co jest moim Wielkim Celem? Dokąd zmierzam, gdzie jest sens?

I na razie nie wiem, ale się dowiem :-)

środa, 21 listopada 2012

Moje prawdziwe ja

Przeczytałam Doulę, literaturę dla kobiet, jak to mówią, ale dobrą. Dobrą, bo oprócz fabuły mówi też o emocjach i o odnajdywaniu siebie.
I zaczęłam się zastanawiać, ile z nas wie, czego chce.
Ile z nas dąży do tego, co chce.
I która z nas potrafi wiele poświęcić, by stać się tym, kim chce?

Jak się ma dzieci, to nie ma czasu na myślenie, a jak zaczynasz uciekać myślami gdzieś daleko, to zaraz Cię czujna mała rączka sprowadzi na ziemię i wyszepcze: "Mmmm, lubię mamy nooos" i opatuli rączkami wokół swojej głowy małej, która doskonale wie, czego chce.

I może to jest właśnie klucz? Gdybyśmy nie musieli się w życiu naginać do naszych rodziców, nauczycieli, przyjaciółek, to może byłoby nam teraz łatwiej? Robilibyśmy to, co chcemy, a nie to, czego oczekują od nas inni.

A z tego wynika, że może wystarczy dać dzieciom absolutną wolność, by mogły być szczęśliwe?

poniedziałek, 12 listopada 2012

Nominuję do nagrody!

Dziś spotkał mnie wielki zaszczyt. Właśnie (możecie to sprawdzić w komentarzu do poprzedniego posta) otrzymałam od OluszkaPee nominację do nagrody





Zasady zabawy:
Nominacja do Liebster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę" Jest przyznawana dla blogów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechnienia. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 11 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 11 osób (informujesz ich o tym) oraz zadajesz im 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię  nominował.
 
Odpowiadam na pytania:
 
1. O czym najczęściej myślisz budząc się rano?
Albo o pracy albo o dziecku. Chyba że czeka mnie coś ekscytującego lub wyjątkowego :-)
2. Cieszysz się tym, co masz, czy martwisz tym, czego Ci brak?
Cieszę się tym, co mam. Nawet małe sukcesy potrafią mnie napędzać przez kilka dni. A potem planuję, co będzie, gdy już będę mieć/wiedzieć/ będę gdzieś itd. To taka całożyciowa huśtawka.
3. Czy masz czasami ochotę wysłać swoje dziecko "w kosmos"?
Nie, mam ochotę sama wyjechać i wrócić dopiero po kilku dniach ;-)
4. Macierzyństwo bez lukru czy oblane słodką czekoladą?
Macierzyństwo bez słodyczy, z dużą dawką wiedzy, by móc wybrać, co mi pasuje. Tak, bywam zmęczona. Bywam też bardzo szczęśliwa.
5. Czujesz się spełniona, jako kobieta?
Co to znaczy, jako kobieta? Jestem człowiekiem, który się spełnia.
6. Masz pasję, którą z powodzeniem realizujesz?
Mam pasji kilka i podążam za hasłem Rób to, co kochasz!
7. O czym marzysz mamo?
O gromadce dzieci i kominku, o wielkich podróżach, o spokoju ;-)
8. Kiedy ostatnio zrobiłaś coś tylko dla siebie?
Zdarza mi się to, gdy zamykam się wieczorem w łazience i udaję, że muszę tam być, a w rzeczywistości czytam książki - uwielbiam to!
9. Twój mąż to Twój przyjaciel?
Podobno tak się nie da. Tak.
10. Jaki jest Twój najlepszy sposób na relaks?
Wanna pełna wrzątku i książka oraz spotkania ze znajomymi w dużej grupie, w której czuję się bezpiecznie i wielu z nich ma duże poczucie humoru - można śmiać się całą noc :-)
11. Czy gdybyś mogła cofnąć czas, coś byś w swoim życiu zmieniła?
Jest coś, co bym zmieniła. Ale nauka z tego duża, więc właściwie nie wiem :-)

A teraz ja mam nominować 11 blogów:
wswieciezyrafy.blogspot.com
i tu w zasadzie mi się kończy repertuar.

Nie czytam wielu blogów, nie znam blogosfery, kiedyś nadrobię, na razie piszę dla siebie i mam mnóstwo innej pracy.
Czytam OluszkęPee i bardzo lubię jej spostrzeżenia, czytam także parę blogów ojców, bo mają ciekawe spojrzenie na rzeczywistość.

Chyba muszę skapitulować i przerwać ten łańcuszek, choć wydał mi się bardzo, bardzo fajny!

Wybaczycie???

sobota, 13 października 2012

Kasztanki

I nie chodzi o cukierki, tylko o rude, które lecą jak grad wprost pod stopy.
Kasztanki, kasztany, żołędzie, liście, listeczki, szyszki - raj. Jesień powoli chyli się ku słotom i deszczom, ale kolorowe kulki i jaja zostaną u nas w domu przez całą zimę.
Kasztany potrafią zamienić się nie tylko w ludziki, żołnierzyki, długoszyje żyrafy i skarlone hipopotamy. Kasztany są ziarnami zbóż, śniegiem (mamo, kiedy zacznie padać śnieg?), trawą do koszenia (!), żwirem...

Mnie zadziwia ich różnorodność - choćbyśmy mieli w domu już 90, zawsze znajdziemy nowy, który jest tak piękny, tak wyjątkowy - że żal go tak zostawić w trawie...
Kasztany błyszczą, rozwijają zmysł dotyku, wzroku, uczą nazywania kolorów i odróżniania odcieni. Są delikatnie lepkie i pofałdowane. Bywają jak tarka szorstkie i wilgotne jak rosa. Lub jesienna mgła.

Są idealne manualnie - dają możliwość wbijania w nie malutkimi paluszkami wykałaczek, zapałek, robienia dziurek korkociągiem, budowania piramid, nakładania czapek, sprawdzania, co mają w środku, zdejmowania skórki, by powstała krowa-łaciata. Można je także próbować zgnieść, wciągnąć do odkurzacza i słuchać, jak grzechocze w rurze, dotknąć językiem i sprawdzić, czy jest gorzki (nie język, ale kasztan. Może w środku jest gorzki?).

Po kasztanach płynnie przechodzi się do orzechów - tych dużych włoskich i tych małych laskowych. Tych bardziej wilgotnych i tych całkiem już wysuszonych. Mamo, posłuchaj, jak chrupie. Mamo, czy mogę sam rozłupać? Mamo, ten jest twardy, rozgnieć mi.

Żołędzie to zupełnie inna para kaloszy. Wszystkie wydają się takie same, równie równe i tak samo jasnobrązowe. Każdy z nich ma czapkę i pod stopą pęka w taki sam sposób. Noszą w sobie tylko jedno pytanie: czy można mnie zjeść?

środa, 26 września 2012

Lista marzeń

Kobiety w większości mają taką dziwną cechę, że jak bardzo czegoś chcą, to... milczą.
Nie wyjawi, bo się wstydzi.
A co powie - jak nie wyjdzie?
No? Co wtedy?

Szwedy.

Aby być szczęśliwym i się spełniać, trzeba się trochę nastarać. Na początek rachunek sumienia. Co takiego mogłoby się wydarzyć, o czym sobie czasami skrycie myślę. Wybrać jedną rzecz - trudne. No bo faktycznie tyle jest marzeń!
Ale stworzyć listę, która ma 123 pozycje? Też trudne?
Wystarczy zacząć, potem się okazuje, że jakoś idzie. Bo nagle przypominają nam się wszystkie nasze marzenia, wzdychnięcia, popatrywania, o których już dawno zapomnieliśmy w niemówieniu.

No to start!

Zdajcie relację, do ilu udało Wam się dojść!


sobota, 22 września 2012

Taka zwykła mama nie z telewizji...

Pani z mięśniami, jakby nic innego w życiu nie robiła, tylko ćwiczyła, mówi mi, że mam schudnąć w miesiąc po porodzie.
Sławna aktorka, która ma trzy nianie, babcię na miejscu i kucharkę opowiada o tym, jak wspaniałe jest macierzyństwo.
Ginekolog rozprawia o tym, że jak nie daj boże moje dziecko wyjdzie z cesarki, to od razu umrze.

A gdzie - ja się pytam - w tym wszystkim moje emocje? Moje "chce mi się" lub "dziś mi się nie chce"? Moje trudy, brak kasy, mąż w pracy do późna, spalony garnek i depresja poporodowa?

Daliśmy się zwariować. Idealna mama. Przykład dla całej rodziny. Szczupła, ubrana, zabawna, w pełnym make-upie, oczytana, na bieżąco z kinem i prasą codzienną. W nocy karmi dziecko, rano robi mężowi śniadanko, wieczorem ma ochotę na seks.

Nie pije, nie pali, nie przeklina (modelowanie!). Nie oddycha?

Kto mi każe chudnąć i tyć, kiedy ja mam ochotę w spokoju wejść w siebie i moją relację z nowonarodzonym?
Kto mi każe karmić piersią, gdy nic z moich starań nie wyszło?
Kto mi każe rodzić naturalnie, gdy natura zagraża mojemu życiu lub życiu mojego dziecka?

I potem wychodzą te świadome, oczytane matki z bólem, z brakiem szacunku do siebie, z żalem, w żałobie.
A powinny się cieszyć! Nie udało się urodzić, dziecko się nie przecisnęło przez kanał rodny - no to co z tego? Może nie będzie się chciało ubierać, ale moja relacja nadal będzie dobra, bo ja nadal będę mu śpiewać do poduszki to samo, co śpiewałam do brzuszka, będę go przytulać i dotykać. I nikomu nic do tego.
Nie udało się karmić piersią. Próbowałam. Tak, byłam w poradni laktacyjnej, nie poddałam się ot tak. Nie wyszło. I co? Wykarmię moje dziecko butelką, bo tak też się da!
Jestem gruba. Mam brzuch jak stąd na Karaiby - i co? Teraz idę się wyspać.

Jutro poćwiczę :-)))

piątek, 21 września 2012

listopadowa zaduma we wrześniu

Ostatnio było o rozłące, dziś o śmierci.
Bo czasem zdarza się coś, co nagle każe nam się zastanowić.
Kładziesz się z ostatnią myślą o tym i wstajesz, a Twoje myśli znów w tym temacie.
I potem próbujesz pracować, ale nie wychodzi.
Bawić się z dziećmi, ale nie daje się zbyt łatwo.

Bo ktoś umarł i przewartościował wszystko.
Bo z perspektywy śmierci całe nasze życie, starania i zabiegi pośpieszne tracą sens.
Bo chciałoby się powiedzieć - było dobrze - a nie zawsze można.

Zastanawiam się, jak odnieść to do naszych dzieci, co im powiedzieć i jak ubogacić nasze wspólne życie.
Jak to zrobić, by każda nasza minuta miała sens.
Jak się bawić, gdzie chodzić, czym zajmować...

No i jeszcze ta wieczna rezygnacja z siebie wszystkich matek. Bo oto mam dziecko, więc nie zjem malin, niech dziecko zje. Nie spotkam się z koleżanką, bo dziecko potrzebuje matki. Nie kupię nowego płaszcza, bo dziecku trzeba kurtkę o rozmiar większą niż w zeszłym roku.

I jak to wypośrodkować, by być szczęśliwym, a w obliczu śmierci powiedzieć - było dobrze?